poniedziałek, 24 marca 2008

Krem makowy


Mak sam w sobie nie ma nic szczególnego do zaoferowania podniebieniu. Ale odpowiednio rozpracowany i w doborowym towarzystwie może ujawnić swoje ukryte zdolności dobrego kompana. Krem makowy jest specyficznym deserem dla specyficznych ludzi, którzy mają dosyć suchego, świątecznego makowca, a nie chcieliby przez to tak od razu przekreślać maku jako dodatku. Nie powiem, że ci, którzy dotąd nie cierpieli maku i spróbują kremu, to natychmiast go pokochają. To jest deser dla tych, którzy są skłonni dać makowi jeszcze jedną szansę na wykazanie się w trochę innym przebraniu niż suchy biszkopt. Ponadto nadaje się wyłącznie na takie okazje, gdzie niekoniecznie musimy świecić zębami.To jest deser, który raczej serwuje się osobom w zaufanym gronie. Dodam jeszcze, że dużym plusem jest fakt, że jest bardzo sycący i wystarczy zjeść dwie łyżki (nawet mniejszą porcję niż na załączonym zdjęciu) żeby uwolnić endorfiny i poczuć zadowolenie. Coś na zasadzie diety Atkinsa: mało, ale konkretnie i nie rozciągasz żołądka.

porcja do napełnienia około 10 salaterek po dwie łyżki:

- 1 szklanka śmietany kremówki 30%,
- 2 żółtka,
- 4 łyżki cukru pudru,
- 1 cukier waniliowy,
- 1 szklanka gotowej, kupnej masy makowej
(taka już obgotowana, zmielona i z bakaliami),
- 2 płaskie łyżeczki żelatyny
- ja jeszcze dodatkowo dodałam skórkę pomarańczową, można dodać namoczone w rumie rodzynki i ozdobić startą, gorzką czekoladą i nawet jeszcze wiórkami migdałowymi, ale ja ze względu na cenę tego ostatniego dodatku z niego rezygnuję
  1. Żółtka + cukier puder = kogel-mogel

  2. Śmietanę z cukrem waniliowym ubijamy mikserem. Dodajemy do żółtek.

  3. Żelatynę rozpuszczamy w kilku łyżkach wrzątku - jak najmniej. Dodajemy do powyższego. Wrzucamy masę makową, mieszamy i rozkładamy do pucharków i odstawiamy do lodówki. Gotowe.

Brak komentarzy: